Elfy i szewc: Opowieść o magii północy
Dawno, dawno temu, w wiosce pokrytej świeżym grudniowym śniegiem, żył sobie skromny szewc i jego żona. Szewc był mistrzem w swoim fachu – jego szwy były równe, a skóra mocna – ale czasy były ciężkie. Zima była sroga i coraz mniej ludzi kupowało nowe buty.
Pewnego śnieżnego wieczoru szewc spojrzał na swój stół warsztatowy. Zostało mu tylko tyle skóry, żeby zrobić jedną parę butów.
„Nie martw się” – powiedział cicho do żony, choć serce mu ciążyło. „Dziś wieczorem pokroję skórę, a rano uszyję ostatnią parę. Może ktoś je kupi”.
Ostrożnie naciął skórę, ułożył narzędzia w rzędzie i zdmuchnął świecę. W domu panowała cisza, zakłócana jedynie trzaskiem ognia i świstem wiatru w okapie.
Cud północy
Następnego ranka szewc obudził się wraz ze wschodem słońca. Wszedł do warsztatu, gotowy do pracy, ale zatrzymał się w miejscu. Tam, dumnie siedząc na stole warsztatowym, stała para butów.
Ale nie były po prostu skończone; były arcydziełami. Szwy były drobne i perfekcyjne, skóra wypolerowana, aż lśniła jak kasztan.
Zanim szewc zdążył zadzwonić do żony, zadzwonił dzwonek sklepowy. Ding-a-ling! Do środka wszedł dżentelmen, który aż zamarł na widok butów. Przymierzył je – pasowały idealnie. Był tak zachwycony, że zapłacił dwa razy więcej niż żądana cena.
Za te pieniądze szewc kupił wystarczająco dużo skóry na dwie pary butów. Tej nocy ponownie pociął skórę i poszedł spać.
I tak jak poprzednio, gdy się obudził, na ławce czekały na niego dwie wspaniałe pary butów.
Dar wdzięczności
Trwało to tygodniami. Niezależnie od tego, czy zostawiał skórę na dwie, czy na dziesięć par, praca zawsze kończyła się rano. Szewc i jego żona wkrótce mieli wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić jedzenie, drewno na opał i ciepłe ubrania. Sklep stał się sławny w całym kraju.
Ale ciekawość wzięła górę. „Kto nam pomaga?” – zapytała żona pewnego wieczoru, kilka dni przed Bożym Narodzeniem. „Nie możemy pozwolić, by ta dobroć pozostała bez podziękowania”.
Więc tej nocy, zamiast położyć się spać, schowali się za zasłoną w warsztacie i czekali.
O północy okno zaskrzypiało i otworzyło się. Wpadły dwa maleńkie elfy! Były ubrane w łachmany, lekko drżały, ale ich oczy błyszczały radością. Wskoczyły na ławkę i zaczęły pracować. Szyj, szyj, szyj! Stuk, stuk, stuk! Ich małe paluszki poruszały się tak szybko, że były rozmazane.
W ciągu godziny praca była skończona. Elfy otrzepały ręce z kurzu, zatańczyły mały taniec na stole i zniknęły w śnieżnej nocy.
Świąteczna niespodzianka
Żona szewca otarła łzę z oka. „Widziałeś?” wyszeptała. „Uczynili nas bogatymi, a mimo to biegają po zimnie w podartych ubraniach. Musimy im pomóc”.
Szewc skinął głową. „Masz rację. Jutro Wigilia. Dajmy im prezent”.
Przez cały następny dzień szewc i jego żona pracowali ciężej niż kiedykolwiek. Żona uszyła dwie maleńkie kurtki z zielonego aksamitu, dwie pary krótkich spodenek i dwa miniaturowe kapelusze z piórami w rondzie. Szewc stworzył dwie pary najmniejszych, najwspanialszych butów, jakie kiedykolwiek uszył.
Tej nocy nie zostawili żadnej skóry na ławce. Zamiast tego rozłożyli maleńkie paczuszki, owinięte czerwoną wstążką. Potem się ukryli.
O północy nadeszły elfy. Szukały skóry, ale zamiast niej znalazły prezenty. Z piskiem radości rozrywały pakunki. Włożyły zielone kurtki, zapięły spodnie i wsadziły stopy w nowe buty.
„Spójrzcie na nas!” – śpiewali, tańcząc na warsztacie. „Teraz jesteśmy porządnymi dżentelmenami!”
Śmiali się i tańczyli, aż do momentu, gdy wyszli za drzwi, a ich dzwonki brzęczały w nocy.
Szewc i jego żona nigdy więcej nie zobaczyli elfów, ale szczęście im nie osłabło. Żyli długo i szczęśliwie, zawsze pamiętając magię dobroci – i małych gości, którzy uratowali im święta.